Przedstawiamy Państwu naszego najnowszego podopiecznego. Maleńki stareńki Romuś uciekł dziś z zimnej budy w schronisku i pojechał czekać na domek w hoteliku. Są takie momenty w zyciu, że wydaje nam się,iż jesteśmy urodzonymi pechowcami. Na szczęście po złych chwilach przychodzą dobre, w myśl zasady raz na wozie raz pod wozem, po nocy zawsze wychodzi sońce, a po burzy spokój czy jak to tam leciało … Wszyscy mamy chwile wzlotów i upadków, wszyscy, tylko nie Romuś…. Romuś ma pecha permanentnego, a jego życie to pasmo nieszczęść. Takich zwykłych, nie spektakularnych, takich nieszczęść, co mało się innym w oczy rzucają i co sprawiają, że się do nich przywyka i już nawet nie marzy, że życie może być lepsze. Miał to nieszczęście, że urodził sie jako zwykły kundel pospolity i to w dodatku czarny. Nie wiedzieć czemu, ale czarne psy sa jakoś mniej adopcyjne. Jakby tego było mało, jeden zabek nie chciał rosnąć jak należy, tylko zdecydował się oglądać swiat i wypchnął się z pyszczka jak jakis kieł dzika.W dzisiejszych czasach, gdzie liczy się look juz na dzień dobry miał przechlapane. Pózniej było juz tylko gorzej, skoro znalazł sie w schronisku. Nie mam informacji jak i dlacezego, ale kiedy pierwszy raz zobaczyły go wolontariuszki miał ok 10-12 lat, a w oczach ogromny smutek i rezygnację. To było w 2010 roku. W tym momencie wydawało się, że jednak szczęście sie do Romusia uśmiechnęło, bo został adoptowany. Niestety, jak pech, to pech, Romus trafił na “ludzi”, którzy sie nim w ogóle nie zajmowali i jak sie później okazało przekazali innej rodzinie… Ta inna rodzina wiele lepsza nie była ( no bo jak pech, to pech…), owszem, jeść dali, ale na tym kończyła sie opieka nad dziadeczkiem. Romuś bynajmniej nie był pieskiem kanapowo-domowym, nie miał nawet budy, a za schronienie temu staruszkowi słuzyła rozwalająca się stara komórka, po której hulał wiatr, w zimie śnieg zajmował wszystkie kąty wpadając do wnętrza przez dziury w dachu i w ścianach, a woda w misce zamarzała… W takich lususowych warunkach mieszkał ten malutki, stareńki pieseczek. Z pieseczkiem mieszkało stado jego pcheł, które, chociaż niezmiernie liczne, swojego nosiciela nie ogrzały, a za to gryzły tak, że spowodowały stan zapalny skóry. Kiedy jedna z wolontariuszek dowiedziała się, że Romuś juz nie mieszka już z rodziną, która go wyadoptowała i że potrzebuje pomocy skontaktowała sie z jego “opiekunami”, załatwiła budę dla Romusia, prosiła o wyleczenie pieska (opiekunowie mieli być z kosztów leczenia zwolnieni), niestety, nie doczekała sie telefonu – zrobione, wyleczony, do zapłaty tyle i tyle. Za to okazało się, że “ludzie” sie wyprowadzili a Romuś pozostał w komórce… No bo po co komu stary, piękny inaczej, chory pies ? W chwili obecnej Romuś znowu przebywa w schronisku w Łowiczu, skóra jest wyleczona, jego ogólny stan zdrowia jest dobry, tylko jego serce jest już połamane na milion kawałków. Biedak już wie, że nie jest nikomu potrzebny, zapewne uważa, że po prostu na nic lepszego nie zasłużył, jest przecież tylko małym, czarnym, małopięknym psem… My wierzymy, że jest gdzieś człowiek, który Romusia pokocha i dla którego będzie on najpiękniejszy na świecie . Człowiek, który chociaż na ostatnie lata życia Romusia odmieni wreszcie ten jego podły los i pecha przegoni. Niestety – czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, Jeśli wierzyć w pierwszą ocenę weta w kwestii wieku Romusia, to ma on już jakieś 15 lat, a moze i więcej…
